Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie dzisiaj; chroń nogi i siły.
— A więc jutro odbędą się ćwiczenia?
— Tak, wszakże nie na koniu, lecz pieszo, a nadto z młodą damą w ramionach.
Zaciekawieni oficerowie podnieśli głowy.
— Tak — roześmiał się pułkownik. — Jak ci się obejrzeli! Nie chcę waszej ciekawości wystawiać na zbyt długą próbę i odrazu przystąpię do wyjaśnień, aby jak najprędzej zasiąść do partyjki wista.
Pułkownik tylko Kurta traktował nieuprzejmie. Kiedy chciał i kiedy uważał, że to nie naraża na szwank jego honoru, był miły i towarzyski. Skoro oficerowie zbliżyli się do jego stołu, oświadczył:
— Tak, jutro będzie ciężkie ćwiczenie nożne, które zazwyczaj nazywają balem.
— Bal? Gdzie, gdzie? — pytano dokoła.
— W miejscu, którego najmniej się spodziewacie, moi panowie! Mam tu teczkę z zaproszeniami, które powinienem rozdać między oficerów mego pułku i ich bliskich kolegów. Jest tego sześćdziesiąt sztuk. Proszone są również panie.
— Ale przez kogo? — zapytał major, siedzący obok pułkownika.
— Założę się o dziesięć pensyj miesięcznych, panie kolego, że pan tego nie zgadnie. Wyobraź pan sobie moje zdumienie, kiedy przed wieczorem otrzymałem tę paczkę wraz z listem treści następującej:

119