Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szeptem. — Czy mój brat sądzi, że kryje się jeszcze gdzieś wpobliżu?
— Nie. Uciekł. Nie zatrzymywał się ani przez chwilę.
— Nasz brat Emery nie natężał czujności, zobaczyłby bowiem, albo usłyszał Meltona.
— Sądzę raczej, że kiedy Melton wyszedł z kanału, Emery był już przy nas w pueblo.
Ognisko Englishmana dawno już spłonęło. Przez popiół podążyliśmy ku cieśninie. Na drugim końcu płonęło ognisko Yuma, które Emery poprzednio przeskoczył. Nie pozostało nam nic innego, tylko pójść za jego przykładem. Skoczyłem przez płomienie i powaliłem dwóch czy trzech Yuma, którzy siedzieli z drugiej strony. Czerwoni zerwali się jak oparzeni i wrazili we mnie przerażone spojrzenia. Po chwili ukazał się Winnetou. To było już zbyt zagadkowe! Wiedzieli, że jesteśmy w pueblo, a teraz oto przylecieliśmy, jakby wystrzeleni z łuku. Wytrzeszczyli oczy i otworzyli gęby, ze zdumienia nie mogąc głosu dobyć.
Teraz skoczył Vogel. To był już zgoła cud niebios! Młody biały sterczał wszak za grubemi murami puebla, a oto nietylko był wolny, ale przybywał z wolności.
Uff, uff, uff! — rozległo się wreszcie dookoła.
Yuma, z którym wypaliliśmy fajkę pokoju, odezwał się:
— Czy wielki Manitou tworzy dziś cuda? Czy