Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak długo nie musimy czekać. Chodź, ukochany, chcę ci coś pokazać!
— Co?
— Zobaczysz. Zejdziemy nadół.
Zejdziemy nadół? A więc najprawdopodobniej wejdą na górę po drabinie. Czem prędzej cofnęliśmy się do otworu i ułożyli w najdalszym kącie tarasu. Ale czekaliśmy nadaremnie — nie przyszli. Stąd wynikałoby, że z pierwszego piętra można zejść nadół bezpośrednio. Dopełzliśmy do krawędzi platformy i ostrożnie spojrzeli na dolny taras, ale bez skutku. Chętniebyśmy się dowiedzieli, co Judyta chciała pokazać swemu „Jonatankowi“. W każdym razie myślała o ucieczce. Dopiero po dłuższym czasie odważyliśmy się zbliżyć ponownie do otworu. Oboje wrócili już i kontynuowali rozmowę. Już pierwsze słowa świadczyły o szczególnej dla nas doniosłości narady. Rozmawiali bowiem o prawdopodobieństwie ucieczki z kotliny. Schyliłem niżej głowę, aby lepiej słyszeć, lecz oto Winnetou schwycił mnie za ramię i, odciągnąwszy, szepnął:
— Szybko idźmy stąd! Na górze ktoś nadchodzi — słyszę wyraźnie.
Leżeliśmy na drugim, licząc od dołu, tarasie, a więc na tak nieznacznej odległości od ziemi, że gdybyśmy, się wyprostowali, zalałoby nas światło ogniska. Musieliśmy odsunąć się na czworakach od otworu, skąd znowu padał blask lampy. Nie słyszałem żadnego szmeru, ale mogłem polegać na słuchu Apacza. W nieznacznej odległości od otworu zatrzy-