Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bijcie! — zgrzytał. — Ale powiadam wam, że przypłacicie to życiem!
Pah! Nie ośmieszaj się tak głupiemi groźbami! Kto nas pozbawi życia? Wszak jest pan w naszej mocy.
— Ale nie mój syn!
— Zwodzi pan siebie samego.
— Niech pan zaprzecza! Jonatan zbiegł. Gdybyście go schwytali, na pewnobyście jemu zadawali pytania, a nie mnie.
— Być może. Ale skoro panu zadajemy, pan musi odpowiadać. Wal pan, master Vogel!
Nasz skrzypek-wirtuoz zaczął smagać, ale bez skutku, Melton zacisnął zęby i nie wydawał dźwięku. Wówczas odezwał się Emery:
— Nasz mały master Vogel nie ma prawdziwego szpiku w kościach. Dajcie-no tu pręty! Mogę się założyć, że odrazu wszystko wyśpiewa.
Po pierwszem uderzeniu Englishmana Melton krzyknął przeraźliwie; to samo nastąpiło po drugiem i trzeciem, a kiedy następne ciosy werznęły się w ciało, nie mogąc dłużej wytrzymać bólu, krzyknął:
— Przestańcie! Wyznam wszystko!
— No więc, jakże było z temi dziesięcioma tysiącami funtów?
— To ze spadku — wyznał jękliwie.
— Drugie dziesięć tysięcy zabrał pan bratu?
— Nie.
Dwa potężne ciosy zmieniły odpowiedź na twierdzącą: