Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale, być może, naprawdę uwolni starego?
— Nie. Wyprawię go stąd i położę się na jego miejscu.
Uff! — jakby powiedział Winnetou. Znakomity pomysł! Jestem niezmiernie ciekaw wyniku.
— Wrócił do Judyty, a ja sprowadziłem Winnetou, który został na górze. Przewiązaliśmy staremu Meltonowi nos i usta. i przenieśli go do lewego skrzydła. Następnie Winnetou związał mnie dokładnie, tak samo, Jak Meltona, i ułożył na jego miejscu. Zdjął ze mnie pas i upodobnił zewnętrznie do starego.
Wkrótce potem Apacz poszedł na górę, ja zaś wypatrywałem z niecierpliwością rezultatu. Nie wątpiłem, że Judyta przyjdzie, ale nie byłem pewny, czy wyzna mi to, co chciałem wiedzieć.
Słyszałem, jak rozmawiała z Emery’m. Niebawem rozmowa umilkła. Upłynął kwadrans, drugi, i nawet trzeci. Wówczas odczułem lekki szelest sukni kobiecej. Przyszła. Ręka jej szukała mnie i dotknęła nogi. Drgnąłem, jakby przelękniony. Wówczas usłyszałem lekki szept:
— Cicho, cicho, sennor Melton! To ja.
— Kto? — szepnąłem. — W szepcie głosy brzmią jednakowo.
— Ja, Judyta! Chce pan uciec?
— Pioruny... Bodajbym to mógł...
— Ja panu pomogę! Czy zauważył pan moje poprzednie skinienie?
— Tak.
— Ten Shatterhand to osioł. Z przyjemnością