Strona:PL Karol May - Dolina Śmierci.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdrady straciliśmy dwadzieścia cennych godzin i dlatego potrzebne nam są te trzy klacze, aby powetować zwłokę. Kiedy mi dyktowałeś list, wiedzieliśmy już, będziemy wolni. Napisałem to Panu Zastępów.
— To napisałeś, a nie moje żądania?!
— Twoje żądania również, ale tylko poto, aby się nich wyśmiał.
— A zatem posłowie jego nie wrócą?
— Nie. Ale on sam teraz z całem wojskiem przyjdzie odebrać okup krwi i ukarać ciebie za twój występek.
Allah w’ Allah! I to ja sam posłałem mu twoje pismo!
— Tak, posłałeś. Widzisz zatem, jak wielką obdarzył cię Allah mądrością. Ale na teraz dosyć słów. Czas nagli. Allah jekuhn ma’ak! — Allah niechaj będzie z tobą!
Zrobiłem ruch, jakgdybym chciał się oddalić. Wówczas krzyknął:
— Stój! Nie ruszaj się z miejsca! Zwróć konie! Widzisz, że nie jestem sam!
Istotnie przyłączył się doń jego towarzysz, lecz nie odważył podjechać do nas. Trzeci, który wyłonił się był z za widnokręgu, zbliżał się w szybkim tempie, a za nim inni.
— Nie ośmieszaj się! — odpowiedziałem. Chcę postępować z tobą łagodnie i, aby cię uspokoić, powiem, co następuje: trzy wielbłądy, które zabrałeś, należą do Pana Zastępów. Nie nam je zrabowałeś, ale jemu. Zato podarujemy mu te trzy konie — bę-