Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

doszli do tego miejsca, napadli na nas Uled Ayuni. Nożami i włóczniami przebili ciało mego towarzysza, postrzelili mu głowę i zrabowali odzież oraz ten ubogi dobytek, który starzec miał przy sobie. A mnie zakopali w ziemię, aby oczy moje karmić widokiem trupa, dopóki mnie sępy nie pożrą. Gdyby moje dziecko nie było ślepe, zabiliby je niechybnie, bo to chłopak.
— Kiedy na was napadli?
— Przed dwoma dniami.
— Straszne! Co też musiałaś przejść!
— Tak. Niech Allah przeklnie Ayunów i pogrąży aż na najgłębsze dno piekła! Przecierpiałam katusze, których nie potrafię wypowiedzieć, katusze rozpaczy nad własną zgubą, a jeszcze bardziej, o wiele bardziej nad zgubą mego dziecka. Nie mogłam mu pomóc. Leżało przede mną w skwarze słonecznym i w ciemnościach, nocy, a nie mogłam go dotknąć, ani obronić, — przecież ręce miałam zakopane. A tam opodal leżał starzec, ten dobry, ten czcigodny starzec. Szarpały go sępy, — musiałam na to patrzeć — to było okropne! Potem sępy zbliżyły się do mnie i do mego dziecka. Nie mogłam się poruszać, mogłam tylko odstraszać krzykami. Zdzierałam gardło, co sił, ale ptaki zrozumiały wnet, że jestem bezbronna, — — przysuwały się coraz natrętniej i na pewnoby jeszcze przed wieczorem wbiły dzioby i szpony w moją głowę i w moje biedne dziecko...
Przycisnęła je do siebie, zanosząc się od płaczu, raczej z podniecenia, niż chwilowego bólu.