Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tość udzielonych mu wiadomości!
— Tak, skoro pan uzna ich wartość, — potwierdziła sennora czarującym tonem, przyczem papuga zawtórowała milutkim minorem i krząkaniem.
— Wyjaśnię panu najsumienniej tę wartość, — odpowiedziałem. — Ponieważ pan stale odpowiadał słowem nie, więc odpowiedzi pańskie nie posiadają dla mnie niestety żadnej wartości.
— Co? Jak? Czy pan chce przez to powiedzieć, że pan nic nie zapłaci?
— Oczywiście!
Na to zrobił dwa kroki wstecz, zmierzył mnie gniewnym wzrokiem i zagroził:
— Ja mogę pana zmusić, sennor!
— Nie! Ja także jestem cudzoziemcem i mam tylko zagraniczną walutę przy sobie! Ponieważ, według pańskich słów, nie istnieją dla pana zagraniczne osoby, sprawy, stosunki i rzeczy, więc nie mogę obrażać pańskich uczuć narodowych i pańskiego szacunku dla własnego kraju — ofiarowaniem panu obcej monety!
Sennora wypuściła z palców papieros i przygryzła wargi; papuga podniosła skrzydła i rozwarła dziób; sennor cofnął się jeszcze o krok i zapytał, gulgocząc, jak świerszcz:
— Więc tylko obce pieniądze?
— Tak! Jedynemi krajowemi przedmiotami, któremi mogę pana zaszczycić, są te oto papierosy, — rzekłem, wrzucając podane mi poprzednio gąsienice do skrzynki z tytoniem, przyczem papuga omal nie dziobnęła mnie w rękę.
— Więc pan nie zapłaci nic, zupełnie nic?! — za-