Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic nie obchodzą, w rzeczywistości jednak uważałem na najmniejszą drobnostkę, starając się wyciągnąć pożytek ze wszystkiego, coby mi mogło dopomóc do moich zamiarów. —
Herkules był, jak się pokazało, bardzo dobrym jeźdźcem, ale według europejskiej szkoły; dlatego też śmiał się często z mojego sposobu siedzenia na koniu, ganił mnie, że się nie trzymam prosto, że się chwieję, że nie ściskam odpowiednio konia nogami, i wreszcie, gdy te napomnienia nie odnosiły żadnego skutku, zawołał pewnego razu prawie gniewnie:
— Człowiecze, do pana się mówi wszystko na wiatr. Mimo mojego trudu nie nauczy się pan przez całe życie znośnie jeździć. Siedzisz pan na swojej szkapie jak żaczek na koniu z biegunami!
Uprzejmości z jego strony nie można się było spodziewać; mimo to, zauważyłem, że nie zachowywał się już względem mnie tak obojętnie, nie był tak nieużyty, jak pierwszego dnia naszej znajomości. Często, gdy spojrzałem nań niespodzianie, widziałem, że jego oko spoczywało na mnie z wyrazem przyjacielskim, nawet tkliwym; wówczas szybko odwracał głowę, jakby się wstydził, że na chwilę stracił swój chłód zjadliwy. —
Strażnik okrętowy, Weller, pozostał na okręcie, jak to się samo przez się rozumiało; a jednak byłem przekonany, że zdezerterował wkrótce po naszem wylądowaniu, ażeby w dalszym ciągu nieść usługi mormonowi.
A Melton? — Melton nie okazywał już wychodźcom takiej uprzejmości i przyjaźni, jak na statku. Opiekował się wprawdzie nimi, jak to wypływało z jego domnie-