Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stępowi! Przekonamy się, kto zwycięży. — Z tą myślą usnąłem. —
Gdy się obudziłem, zobaczyłem Herkulesa, stojącego przede mną. Zaledwie otworzyłem oczy, odezwał się:
— Spałem mocno i nie słyszałem, kiedy pan wrócił. Czy może złapano pana?
— Nie!
— Ale zapewne dowiedział się pan cośniecoś?
— Nic osobliwego, — odpowiedziałem obojętnie.
— Myślałem to sobie, — zaśmiał się. — Zresztą przepowiedziałem to panu. Powinienbym wyśmiać się z pana dosyta!
— Służę panu; ale bądź pan tak dobry i milcz, ażebym nie został także przez innych wyśmiany.
— Uważa mnie pan za gadułę? — zapytał z właściwą sobie zgryźliwością. — Nigdy nie byłem i nie mam wcale zamiaru zostać nim z pańskiego powodu. Nie zdradzę pana przed nikim, a tem mniej przed tymi dwoma drabami, których nienawidzę; mam przeczucie, że się zetknę kiedyś z nimi, a przynajmniej z mormonem, na stopie niezbyt przyjaznej! —