Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie prawdziwem. Nie mogę powiedzieć, czy ktoś inny odniósłby takie same wrażenie, co do mnie jednak, to poczułem do niego odrazę. Ta twarz, złożona z nieharmonizujących ze sobą części, wydała mi się fantasmagoryjną i wzbudzała we mnie uczucie przykrości. Do tego przyłączyło się jeszcze jedno. Im częściej spoglądałem na Meltona, tem wyraźniej odczuwałem, że był podobny do kogoś, którego spotkałem w okolicznościach nie rzucających na niego bynajmniej dobrego światła. Biedziłem się nad tem długo, lecz nie mogłem absolutnie przypomnieć sobie ani osoby, ani miejsca lub czasu, w którym mogło nastąpić owe spotkanie. Podczas następnych dni widywałem mormona regularnie z rana i wieczorem i za każdym razem rosło we mnie przekonanie, że już kiedyś zetknąłem się z człowiekiem bardzo do niego podobnym, który wystąpił wrogo względem mnie, albo względem jakiejś ze mną zaprzyjaźnionej osoby.
Melton, ilekroć mnie widział, mierzył mnie bystrem spojrzeniem, w którem przebijała tylko ciekawość; mnie zdawało się jednak, że mormon starał się usilnie ukryć przede mną niemiłe wrażenie, jakiego doznawał na mój widok. Nie wiedział może, że wrażenie to było obustronne. —
Jak już nadmieniłem, czekałem na okręt, mormon zaś, według wiadomości, udzielonej mi przez gospodarza, zdawał się być pewnym przybycia okrętu. Mimo to nie zwróciłem się do niego o bliższe szczegóły, gdyż miałem poczucie, że skoro raz wejdę z nim w stosunki, nie będę się mógł już od niego uwolnić. Było przecież jasne, że wystarczyło zwrócić się do kapitana stat-