Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Wigilja Bożego Narodzenia.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że tam, na lądzie, tak samo o nich myślą, wspominają.
Scrooge wsłuchiwał się z uwagą w ich rozmowy, pomieszane z żałosnem wyciem wiatru, daremnie usiłując przebić wzrokiem ciemność, gdy nagle drgnął, posłyszawszy tuż za sobą znany śmiech, dźwięczny i głośny. Był to śmiech jego siostrzeńca! W tej chwili ujrzał się w ciepłym i czystym pokoju, jasno oświetlonym. Obejrzał się zdumiony; duch stał przy nim i uśmiechał się też dobrotliwie, patrząc na młodego człowieka.
— Ha! ha! ha! — śmiał się siostrzeniec — ha! ha! ha!
Jeśli kto z was zna człowieka weselszego, któryby umiał śmiać się lepiej i serdeczniej, niż siostrzeniec Scrooge’a, proszę mi go przedstawić, radbym go bardzo poznać. Myślę jednak, że niema takiego na świecie.
Podobno zaraźliwe są choroby i smutki, zapewniam was jednakże, iż wesołość i dobry humor udzielają się jeszcze łatwiej. Jest to największa łaska Opatrzności. Kto nie umie dzielić z bliźnimi wesela, ten ma truciznę w sercu. Boję się takiego człowieka — to zbrodniarz lub samolub.
Siostrzeniec Scrooge’a nie był jednym ani drugim, to też śmiał się wesoło i trzymał za boki; śmiała się jego żona, młoda i przystojna, śmiały jej siostry i przyjaciele domu. Ha, ha! ha! brzmiało ciągle. Cudowna muzyka!.
— Daję wam na to słowo — mówił siostrzeniec Scrooge’a, — powiedział mi wyraźnie: — Boże