Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jakie zajmował niegdyś biedny dziadek! Opadł na krzesło i umilkł.
Milcząc siedzieliśmy przy stole i nie śmieliśmy podnieść oczu z zakłopotania. Nastąpiła przerwa, podczas której obojętne na wszystko i niepohamowane Bebi wykonało wiele różnych skoków i krzyków na widok maleńkiej Dżen, którą, zdaje się, najlepiej znało z całej rodziny.
— Panie Drummel, zawołaj pan z łaski swojej Flopson. Dżen, niegrzeczna dziewczyno, idź natychmiast spać. A kochane Bebi pójdzie z mamą.
Ale szlachetne Bebi całą siłą protestowało przeciwko temu. Tak się wyginało w rękach pani Poket, że obecni podziwiać mogli nie jego twarzyczkę, tylko parę wełnianych trzewiczków na jego tłustych nóżkach. Doszło do najwyższych granic buntu i widocznie zwyciężyło, bo gdym po chwili wyjrzał oknem, widziałem je na rękach Dżen. Reszta dzieci pozostała przy stole, lecz ponieważ Flopson poszła do kogoś z wizytą, nie miał się kto niemi zająć. Stałem się przeto świadkiem rodzinnych stosunków ojca z niemi: polegały one na tem, że pan Poket, którego zwykły wyraz roztargnienia jeszcze się zwiększył, włosy jeszcze bardziej wburzyły, patrzył uważnie na dzieci przez kilka minut, jakby od razu nie mógł się zoryentować, w jaki sposób stały się jego