Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzeczy niezbędnych, bo, wszystko co było dookoła nas, przysłano na mój rachunek czy to z restauracyi, czy z magazynu.
Choć marzył o przyszłem bogactwie, nigdy się tem nie przechwalał i byłem bardzo rad, że niema w nim żadnej chełpliwości. Był to miły dodatek do jego serdecznego usposobienia i czuliśmy się doskonale. Wieczorem o pół do piątej poszliśmy ulicami i za pół ceny wstąpiliśmy do teatru; następnego dnia zwiedziliśmy kościół w Westminsterskiem opactwie a po południu spacerowaliśmy po parkach. Cały czas myślałem, kto też podkuwał wszystkie konie londyńskie i bardzo pragnąłem, żeby to był Józef.
Choć dopiero tak krótki czas upłynął, zdawało mi się, że przeszło już kilka miesięcy, odkąd rozstałem się z Józefem i Biddi. Odległość, dzieląca mnie od nich, zwiększała jeszcze to uczucie i moczary wydawały mi się obecnie niedosięgnionymi. Fakt, że zaledwie tydzień temu stałem w naszym starym kościółku w swem świątecznem ubraniu, wydawał mi się niemożliwością, tak ze względów geograficznych i socyalnych, jak słonecznych i księżycowych. Tego wieczoru błądząc po ulicach Londynu, tak przepełnionych ludźmi i tak jasno oświetlonych, czułem wyrzuty sumienia, żem porzucił biedną naszą starą kuchnię, a w nocnej ciszy serce me ciężko ściskało się, gdym przy-