Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Stałem na przeciw Poketa młodszego i podawałem mu pakiety jeden po drugim, w tej chwili zobaczyłem, że z oczami jego dzieje się to samo, co z mojemi. Odskoczył w tył i zawołał:
— Na Boga! Wszak to ten sam chłopiec!
— A pan — ten młody, blady dżentelmen!...






Rozdział XXII.

Blady, młody dżentelmen i ja staliśmy naprzeciw siebie w „hotelu Bernarda“ i nagle parsknęliśmy śmiechem.
— Tylko pomyśleć, że to był pan — rzekł on.
— Pomyśleć, że to pan! odrzekłem.
I znów stanęliśmy naprzeciw siebie i znów roześmieliśmy się.
— No, cóż tam! — rzekł, wyciągając do mnie rękę z dobrodusznym wyrazem młody dżentelmen. — Spodziewam się, że to już minęło i że pan będzie na tyle grzeczny i wybaczy mi, żem wówczas pana trochę potłukł.
Ze słów tych Herberta Poketa (bladego, młodego dżentelmena nazywano Herbertem) wywnioskowałem, że pomieszał zamiar i spełnienie go. Skromnie przystałem na to i raz jeszcze gorąco uścisnęliśmy sobie wzajemnie ręce.