Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

płonęła; czułem, że i moja zaczyna się czerwienić.
Prosiłem Pembelczuka, by mi zezwolił przymierzyć nowe ubranie u siebie w domu, co nazwał zaszczytem. Prócz niego, zapewniał mię, nikt nie jest godzien mego zaufania i... krócej mówiąc... czy mu pozwolę?... Poczem czule spytał mnie, czy pamiętam dziecinne zabawy, jakeśmy razem chodzili zawrzeć umowę z Józefem, jakto on zawsze był moim ulubieńcem i najlepszym mym przyjacielem? Gdybym nawet wypił z dziesięć razy więcej kieliszków wina doskonalebym rozumiał, że nigdy nie pozostawał w takich stosunkach ze mną. Ale o ile pamiętam, w tej chwili wydawał mi się wprawdzie człowiekiem praktycznym, ale zawsze dobrym.
Powoli okazał mi większe zaufanie i prosił o radę względem swych interesów. Oto nadarza mu się sposobność zmonopolizowania w swych rękach całego targu zbożem i nasionami i jeśli mu się to uda, przedsiębiorstwo jego się rozszerzy, a podobnego nie było i nie będzie w całej okolicy. Do wykonania zamierzonego planu koniecznie potrzeba więcej pieniędzy. Tylko tych dwóch małych słówek: „więcej pieniędzy“. Zdaje mu się, że można pozyskać kapitał u jakiegokolwiek bogatego dżentelmena nie zajmującego się niczem; pracy dla takiego dżentelmena byłoby nie wiele...