Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Prosiłem cię, byś korzystała z dogodnych sposobności i rozwijała drogiego Józefa. Teraz nie proszę cię o nic. Bardzo mi przykro, nie spodziewałem się tego po tobie — powtórzyłem. — To... to zła strona ludzkiej natury.
— Możesz mnie ganić, możesz chwalić — odrzekła biedna Biddi — możesz jednak liczyć, że zawsze zrobię w tej sprawie wszystko, co się da tylko. Możesz sobie o mnie myśleć, co ci się podoba, zawsze będę jednak pamiętała ciebie. Dżentelmenowi nie przystoi być niesprawiedliwym — to rzekłszy, odwróciła się ode mnie.
Znowu z uniesieniem powtórzyłem, że to brzydka strona ludzkiej natury i opuściwszy Biddi, poszedłem sam krętą ścieżyną. Biddi wróciła do domu, ja zaś wyszedłem przez furtkę i udałem się na przechadzkę przed kolacyą. Było mi tak smutno a zarazem tak dziwnie, że i druga noc mej świetnej przyszłości nie przyniosła mi zupełnie uspokojenia.
Następnego poranka usposobienie me polepszyło się; względniej obchodziłem się z Biddi i nie wszczynałem rozmowy na temat wczorajszy. Włożyłem swe najlepsze ubranie i udałem się wcześnie do miasta, spodziewałem się, że zastanę sklepy otwarte i że zaprezentuję się krawcowi Trebbemu. Jadł on właśnie śniadanie w bawialni z tyłu sklepu i nie uwa-