Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tam się coś stało — rzekł, nie zatrzymując się ani chwili — do domu! — za mną! Pip! Prędzej!
— O co chodzi? — pytałem, biegnąc za nim. Razem ze mną biegł i Orlik.
— Nic nie rozumiem. Do domu wtargnięto przemocą w chwili, gdy Józef Hardżeri wyszedł. Przypuszczają, że to zbrodniarze napadli na kogoś i zbili.
Biegliśmy tak prędko, że niepodobna było mówić, stanęliśmy dopiero w kuchni. Była ona zapchana ludźmi; cała wieś tu się zebrała i na podwórzu. Był doktór i Józef a także tłum kobiet na samym środku kuchni. Gdy mnie zobaczono, zrobiono mi natychmiast drogę i... ujrzałem siostrę. Leżała bez czucia i ruchu na podłodze; jakaś nieznana ręka wymierzyła jej straszny cios w tył głowy i w plecy w chwili, gdy siedziała twarzą do komina. Odtąd nigdy już nie wyprawiała gwałtownych scen.






Rozdział XVI.

Głowa moja była pełna Jerzego Barnuella. W pierwszej chwili wyobraziłem sobie, że ma on jakiś udział w napadzie na mą siostrę, po pierwsze najbliższą moją krewną, powtóre