Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

działa przy stole toaletowym i natychmiast zwróciła się do nas.
— O! — rzekła do Józefa. — Jesteście szwagrem tego malca?
Nigdy nie wyobrażałem sobie, żeby kochany drogi Józef mógł tak mało być podobnym do siebie, a więcej do dzikiego ptaka; stał milcząc z nastroszonemi włosami i otwartemi ustami, jak pisklę, czekające na robaczka.
— Jesteście mężem siostry tego chłopca?
Było mi nieprzyjemnie, że Józef w ciągu całej rozmowy zwracał się do mnie a nie do pani Chewiszem.
— Już ci mówiłem, Pip, że ożeniłem się z twą siostrą wtedy, gdym — został samotnym i bardzo smutnym.
— Tak! — rzekła pani Chewiszem. — I wychowaliście chłopca w tym celu, by został waszym pomocnikiem, nieprawda?
— Wiesz przecież, Pip, że zawsze byliśmy przyjaciółmi i dawno już postanowiliśmy, że tak będzie nam weselej. Tylko ot co, Pip; jeśli masz cokolwiek przeciw memu zajęciu... a co prawda, to przy niem dużo sadzy i kopcia i tym podobnych rzeczy... o czem oni, widzisz, nawet pojęcia nie mają... a przecież?
— Czy ma co chłopiec przeciw temu rzemiosłu? Czy mu się ono podoba?
— Jak ci dobrze wiadomo, Pip, było to