Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

błysnęła jej świeca, wróciłem do pani Chewiszem1 i jak poprzednio zaczęliśmy chodzić wkoło.
Gdyby nawet Estella była widzem naszej wędrówki, to już to samoby mi nie sprawiło przyjemności, a tymczasem przyprowadziła ona z sobą trzy damy i dżentelmena, których widziałem na dole. Nie wiedziałem, gdzie się podziać. Chciałem się zatrzymać, ale pani Chewiszem nacisnęła mi ramię i poszliśmy dalej... Wstydziło mię, że mogą sobie pomyśleć, iż to ja wymyśliłem taką rozrywkę.
— Droga pani Chewiszem! — rzekła pani Sara Poket. — Jak pani dobrze wygląda!
— Nie! — odpowiedziała pani Chewiszem. — Jestem workiem ze żółtej skóry z kośćmi.
Kamillę ucieszyło, że pani Poket dostała taką odpowiedź; z litością rzuciła okiem na Panią Chewiszem i wyszeptała:
— Biedaczka! Gdzie tu wyglądać dobrze! Boże, także myśl!
— Jak wam się powodzi? — spytała pani Chewiszem Kamilli.
W tej chwili zrównaliśmy się z Kamillą chciałem się zatrzymać, ale pani Chewiszem nagliła. Poszliśmy dalej i czułem, że staję się nienawistnym Kamilli.
— Dziękuję pani. Czuję się dobrze, o ile tylko można.