Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tego puddingu wyrosły obecnie nowe pędy o zupełnie innym wyglądzie i kolorze. Można było pomyśleć, że pudding przywarł do formy i przypalił się. Tak dumałem, patrząc na buk. W nocy dzisiejszej spadł śnieg, ale nigdzie go nie było znać, z wyjątkiem tej części sadu; wiatr porywał go i miotał płatki w okno, jakby wyrzucając mi, żem tu przyszedł.
Ze smutkiem myślałem, że pojawienie się moje zepsuło towarzystwu rozmowę i że wszyscy obecni patrzą na mnie. Niczego i nikogo w pokoju nie widziałem, prócz odbicia ognia na szybie; samo jednak przekonanie, że na mnie skierowano uwagę, wystarczało, abym się czuł jak najgorzej.
W pokoju znajdowały się trzy damy i jeden dżentelmen. Stałem zaledwie parę minut przy oknie, mimo to wyrobiłem sobie przekonanie, że wszyscy ci ludzie nędzni i fałszywi i każdy z nich udaje, że nie wie, iż inni są tacy pochlebcy i oszuści, jak on.
Wszyscy z niepewnością czegoś oczekiwali; najbardziej gadatliwa dama ziewała raz po raz z nudów. Dama ta, imieniem — Kamilla, bardzo przypominała moją siostrę z tą tylko różnicą, że była starsza i (jak mi się zdawało, gdym na nią spojrzał) rysy twarzy miała nie tak ostre. Kiedy potem lepiej ją poznałem, przekonałem się, że było to nawet właściwsze,