Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kursu cechowały zwykle oddzielne i pojedyncze starcia Biddi z niektórymi uczniami. Gdy się wszystko uspokoiło i zapanowała cisza, Biddi wskazywała którąś ze stronic i wszyscy, chcąc się wzajemnie przekrzyczeć, czytali chórem. Był to straszny chór, Biddi dyrygowała nami wysokim, monotonnym głosem, a nikt z nas nie rozumiał i nie interesował się tem, cośmy czytali. Po pewnym czasie okropny nasz wrzask budził ciotkę pana Uopsela; zrywała się nagle i chwytała któregoś z uczniów za uszy. Było to dla nas znakiem, że dzisiejsza lekcya skończona, wydostawaliśmy się na wolność z głośnymi okrzykami radości z powodu odniesionego, duchowego zwycięstwa. Należy również dodać, że nie wzbraniano także uczyć się pisania na tabliczkach lub z pomocą atramentu; ale nie tak to łatwo było wyuczyć się tej gałęzi wiedzy w czasie zimy z tego powodu, że mała mleczarnia, w której mieściła się szkoła, pokój gościnny i sypialnia ciotki pana Uopsela, była oświetlona tylko jedną łojową świeczką, silnie kopcącą z braku szczypców.
Zdawało mi się, że w takich warunkach wiele czasu minie, zanim stanę się człowiekiem niezwyczajnym; niemniej jednak zdecydowałem się zacząć naukę, a Biddi tego samego wieczoru nauczyła mnie ku obopólnemu zadowoleniu niektórych wiadomości z małego cennika, odnoszących się do cukru, potem kazała mi