Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby zagrali jej serenadę, jeślibym nic przeciw temu nie miała.
— Tak, tak — zauważył doktor — on we wszystkiem na tobie polega.
— A ja się zgodziłam — ciągnęła Grez niezmieszana i kiwnąwszy głową, zaczęła zachwycać się siostrą — Merion bardzo się tem ucieszyła i przyszło jej na myśl potańczyć, a ja poszłam za jej przykładem. Aż w końcu straciłyśmy siły, tańcząc z tem większem zadowoleniem, że muzykę przysłał Alfred. Nieprawdaż Merion?
— Ach, doprawdy, nie wiem Grez. Że też ty masz zawsze ochotę drażnić mnie tym Alfredem.
— Drażnię cię, kiedy mówię o twoim ukochanym?
— Tak ciągle o nim wspominasz — dąsała się kapryśna Merion, obrywając płatki kwiatów i rzucając je na ziemię. — Dokuczyły mi ciągłe te przymówki; co się zaś tyczy jego miłości...
— Nie mów o nim tak lekko, moja droga, on naprawdę kocha ciebie! — gorąco przerwała jej siostra. Na całym świecie niema człowieka szczerszego i bardziej ci oddanego.
— Nie przeczę — odpowiedziała obojętnie Merion, podniósłszy brwi. — Być może, że masz słuszność; jednakże jakaż to zasługa z jego strony? Ja go przecież o to nie prosiłam i od niego wierności nie wymagam. Jeśli spodziewa się, że ja... No, droga Grez i nacóż te gawędy a do tego teraz?