Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeklęte zakazy, dawno już zacząłbym rządzić swym majątkiem!
— Nasze zakazy! — zawołał adwokat. — Mówię za siebie i świętej pamięci Kreggsa — pan Snitczy popatrzył na swój kapelusz ze wstążką z czarnej krepy i smutnie pokiwał głową — czyż można nas o to obwiniać? Wszak ułożyliśmy między sobą nigdy nie dotykać tej kwestyi; ja nawet zapisałem pańskie własne słowa, jako niewłaściwie skierowane do tak poważnych i czynnych ludzi, jak my. Nasze zakazy! Pan Kreggs zszedł do grobu w pełnem przekonaniu....
— Obowiązałem się milczeć do swego powrotu tutaj, kiedykolwiekby on nastąpił — przerwał pan Warden i zamierzam dochować słowa.
— Doskonale, panie, my ze zwej strony też byliśmy obowiązani milczeć w stosunkach między sobą, jak i w stosunkach z klientami. Pan sam nie dawał znaku życia; czyż mogliśmy się wywiadywać i to jeszcze w tak draźliwej sprawie? Już dawno to przewidywałem, ale stwierdziłem pół roku temu, słysząc, żeś ją stracił.
— Od kogoś pan to słyszał? — zapytał klient.
— Od samego doktora Dżeddler, panie, który swoim zwyczajem okazał mi zaufanie. On jedynie znał już dawno całą prawdę.