Strona:PL Karol Dickens - Walka życia.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdyby nie wydawały im się pięknymi i wiele lat przeszło, zanim zniknęła wiara, że tu zebrane jagody pozostawiają na rękach nie dające się zmyć ślady.
Jednakże lata, niosące wciąż jednakowo lekkie letnie obłoczki, pomału usunęły i te ślady krwawej bitwy; wspomnienia o jej minionych dziejach przeszły w zakres podań i smutno przypominały się, jako opowieści w zimowe wieczory, które z każdym rokiem coraz więcej i więcej znikały z pamięci. Na miejscach, gdzie tak długo nie zbierano jagód, zaczęto budować domy i zakładać sady, w których dzieci bawiły się w żołnierzy. Uszkodzone drzewa poszły na drwa i zgorzały ze szumem i trzaskiem podczas uroczystości rodzinnych. Pamięć o ciemnozielonych plamach zanikła podobnie, jak i o tych, których ciała leżały pod niemi. Jeśli niekiedy przy orce znaleziono jeszcze jakiś kawałek zardzewiałego metalu, to trudno już było odgadnąć jego dawne przeznaczenie i z tego powodu wynikały nieskończone spory i domysły. Stary pogięty pancerz i hełm z tych dawnych czasów wisiały nad wybielonym wchodem do kościoła, a sędziwy starzec, który nie był już w możności rozróżnić ich obecnie, pamiętał, kiedy, będąc jeszcze maleńkiem dzieckiem, ze zdziwieniem wytrzeszczał na nie oczy. Jeśliby padli w tej bitwie ludzie mogli choć na chwilę zmartwychwstać w tym stanie i na tem miejscu,