Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeszcze i drugą siostrę) tam, gdzie jej nie znajdzie ten człowiek i gdzie nareszcie nigdy nie stanie się jego niewolnicą! Potem wyśledziłem jego brata i zeszłej nocy wśliznąłem się tutaj, ja, zwykły pies, ale ze szpadą w ręku — gdzie jest to niskie okno? Czy to nie było tutaj?!
„Pokój ciemniał w jego oczach; świat zacieśniał się wkoło niego. Obejrzałem się: słoma i siano były rozrzucone dokoła, jak gdyby w tem miejscu walczono.
„— Usłyszała mię i zbiegła do mnie. Powiedziałem, niech się nie zbliża dopóki on żyje. Przyszedł, i z początku ofiarował mi pieniądze. Potem uderzył mię szpicrutą. Ale ja, chociaż zwykły pies, odpowiedziałem mu tak, że musiał wyciągnąć szpadę. Niech połamie, na ile chce kawałków, te szpadę, którą wyciągnął, by się bronić przede mną! Splamił ją moją zwykłą krwią! Wyciągnął szpadę, by bronić swego życia, uderzył we mnie, by ratować swoje życie!
„Spojrzenie moje już przed chwilą zatrzymało się na połamanej szpadzie, rzuconej na siano. Była to szpada pańska. W innem miejscu leżała inna szpada, zapewnie żołnierska.
„— Podnieś mię, doktorze! Podnieś mię! Gdzie on?
„— Niema go, — powiedziałem podnosząc chłopca i myśląc, że ma na myśli brata.
„— On! Dumny, jak każdy z tych panów, boi się mnie! Kto tu stoi? Doktorze, odwróć moją twarz do niego.
„Uczyniłem to, oparłszy głowę chłopca o moje kolano. Ale na tę jedną chwilę wróciły mu jakieś przemożne siły: podniósł się zupełnie na nogi, więc i ja musiałem się podnieść, chcąc go podtrzymać.
„— Markizie! — zawołał chłopak, odwracając się do niego z szeroko otwartemi oczyma i podniesioną prawą ręką, — na dzień, kiedy za to wszystko trzeba będzie odpowiedzieć, wyzywam ciebie i twoje niecne potomstwo, abyście odpowiedzieli za to, coście uczynili! Znaczę cię tym krwawym krzyżem na znak, żem to uczynił. Na dzień, kiedy z tego wszystkiego trzeba będzie zdać sprawę, wyzywam twego brata i każdego potomka — niech każdy odpowie za ten czyn! Znaczę go tym krwawym krzyżem na znak, żem to uczynił!
„Dwukrotnie dotknął rany palcem i nakreślił krzyż w powietrzu. Stał chwilę z podniesionym palcem, a gdy palec opadł, on opadł również a ja położyłem go na posłaniu. Nie żył.****
„Kiedy wróciłem do łoża młodej kobiety, krzyczała w ten sam sposób, bez przerwy. Wiedziałem, że to trwać może wiele godzin i że krzyki umilkną prawdopodobnie — w grobie.
„Powtórnie użyłem lekarstw i usiadłem przy jej łożu, gdzie siedziałem do późnej nocy. Ani na chwilę nie słabły