Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Nie myślę. Sądzę, że nie. To niemożliwe“, odrzekł szpieg.
„To... to... nie... możliwe“, mruczał Carton, w zamyśleniu napełniając szklankę (na szczęście była niewielka). „To nie... możliwe. Mówi dobrze po francusku. Ale jak cudzoziemiec, zdaje mi się?“
Prowansalczyk“, odrzekł szpieg.
„Nie. Cudzoziemiec!“ zawołał Carton, uderzając dłonią o stół jak gdyby nagle spłynęło nań objawienie. „Cly! Zmieniony, ale ten sam! Mieliśmy tego człowieka w Old Bailey!“
„Otóż tu pan zbyt pochopnie wydaje sąd“, powiedział Barsad z uśmiechem, który przekrzywił nieco jego orli nos, „i to naprawdę daje mi przewagę nad panem. Cly (przyznaję otwarcie, że wtedy był moim kompanem) umarł przed kilkunasty laty. Pielęgnowałem go w jego ostatniej chorobie. Pochowany w Londynie, na cmentarzu przy kościele Świętego Pankracego in the Fields. Jego niepopularność wśród mętów Londynu przeszkodziła mi wziąć udział w pogrzebie, ale pomagałem przy wkładaniu go do trumny“.
Tu pan Lorry zauważył z miejsca, na którym siedział, jakiś upiorny cień na ścianie. Szukając jego źródła, przekonał się, że wywołało go nagłe powstanie i zesztywnienie wszystkich, i bez tego sztywnych i stojących dęba, włosów pana Crunchera.
„Bądźmy rozsądni“, ciągnął szpieg, „i grajmy uczciwie. By dowieść panu, jak bardzo się pan myli i jak bezpodstawne są pańskie przypuszczenia, przedstawię panu świadectwo, akt zejścia i pogrzebu Cly’a, które noszę w kieszeni“ — tu pośpiesznie wyjął dokument — „od tego czasu. Oto jest. Patrz pan, czytaj! Może pan wziąć do rąk! To nie oszustwo!“
Tu pan Lorry zauważył, że cień na ścianie wydłuża się. Pan Cruncher wstał i wystąpił naprzód. Włosy jego nie mogłyby już bardziej stanąć dęba, nawet gdyby go ufryzowała gromadzka krowa.
Niezauważony przez szpiega, pan Cruncher stanął przy nim i dotknął jego ramienia jak upiorny stójkowy.
„Co do tego Cly, mój panie“, powiedział pan Cruncher z nieruchomą i jakby zastygłą twarzą, „więc to pan kładłeś go do trumny?“
„Ja“.
„A kto go z niej wyciągnął?“
Barsad oparł się o poręcz krzesła i wykrztusił:
„Co pan chce przez to powiedzieć!“
„Chcę powiedzieć“, ciągnął Cruncher, „że Roger Cly nigdy nie leżał w trumnie! Nigdy! Nigdy! Niech stracę głowę, jeżeli był w niej kiedy!“