Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom II.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żałuję, że z takim wyrodkiem łączą jakiekolwiek stosunki człowieka, uczącego młodzież?! Ale odpowiem panu! Przykro mi bardzo, ale wierzaj, że przestawanie z takim łajdakiem działa jak zaraza. Ot, co powiem panu!“
Pomny na wiążącą go tajemnicę, Darnay z trudem opanował się. Powiedział tylko:
„Może nie rozumie pan pobudek tego pana“.
„Ale rozumiem się na tem, jak zapędzić pana w kozi róg, panie Darnay!“ powiedział Stryver. „I zapędzę pana w kozi róg! Jeżeli ten drab jest gentlemanem — to naprawdę, nie rozumiem go! Może mu pan to powtórzyć — razem z memi ukłonami. Może pan również powtórzyć, iż dziwię się bardzo, dlaczego nie stanął na czele tych rzeźników, gdy im już ofiarował swoje dobra i majętności! Ale nie, panowie“, ciągnął pan Stryver, oglądając się i strzelając z palców, „znam ludzi i wiem, że nie znajdzie się miedzy tymi panami żaden, któryby powierzył swoją osobę swoim protégés. Nie, panowie! Taki przy pierwszem zamieszaniu pokazuje im pięty i zmyka!“
Po tych słowach, raz ostatni strzeliwszy z palców, pan Stryver przepchnął się do wyjścia wśród głośnych oznak zadowolenia swoich słuchaczy. Ponieważ wszyscy opuścili bank, przy biurku pana Lorry został tylko on i Karol.
„Zabierzesz może ten list?“ zapytał pan Lorry. „Wiesz, gdzie go oddać?“
„Dobrze“.
„Zechcesz może wytłumaczyć, że list adresowano do nas w nadziei, że znajdziemy adresata, i że list ten leży już u nas jakiś czas?“
„Dobrze. Pan stąd odjeżdża do Paryża?“
„Stąd. Dzisiaj o ósmej wieczorem“.
„Przyjdę pożegnać pana!“
Niezadowolony z siebie, ze Stryvera i z większości innych ludzi, Darnay skierował swoje kroki w ciszę Temple, otworzył list i przeczytał go. Oto co list ten zawierał:

„Więzienie Abbeye, Paryż.
„Czerwiec 21, rok 1792.
Panie Markizie!
„Długi czas narażałem życie swoje między mieszkańcami wioski, wreszcie pochwycono mię w sposób gwałtowny i ubliżający mi, i po uciążliwej podróży piechotą sprowadzono do Paryża. W drodze wiele cierpiałem. Ale to nie wszystko: dom mój splądrowano, zrównano z ziemią.
„Zbrodnią, o którą jestem oskarżony, panie były markizie, za którą mam stanąć przed sadem i stracić życie (o ile pan wspaniałomyślnie nie przyjdzie mi z po-