Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Odpowiedział mu szmer zgody i uznania, poczem ów głodny Jakób zapytał: „Czy tego ze wsi prędko odeślemy? Mam nadzieję, że tak! To straszny prostak! Czy nie uważasz, że jest trochę niebezpieczny?“
„Nic nie wie“, odparł Defarge, „to znaczy, niewiele więcej, by go to nie mogło z łatwością zaprowadzić na równie wysoką szubienicę. Biorę go na siebie. Zaopiekuję się nim, a potem odeślę z powrotem. Chciałby zobaczyć wielki świat — króla, królową i dwór — pokażemy mu to w niedzielę“.
„Co?“ zdumiał się Głodny. „Uważasz za dobry znak, że chciałby zobaczyć króla, królowa i szlachtę?“
„Jakóbie“, powiedział Defarge. „Jeżeli chcesz, by kot nabrał apetytu na mleko, musisz mu je pokazać, jak musisz psu pokazać zwierzynę, jeżeli chcesz, by ją rozdarł, gdy przyjdzie czas“.
Nie powiedziano nic więcej a podróżnik, którego znaleziono na schodach pogrążonego w drzemce, skorzystał z rady i położył się na tapczanie, by trochę wypocząć. Do tego nie trzeba go było długo namawiać, wkrótce więc zasnął.
Dla takiego niewolnika z prowincji nie trudno było w Paryżu o gorszą kwaterę, niż winiarnia pana Defarge. Pomijając tajemniczy strach przed madame, który go nie opuszczał, życie w Paryżu wydało mu się nowe i przyjemne. Ale madame siedziała cały dzień za ladą, tak wyraźnie nie zauważając go i nie zdając sobie sprawy, że obecność jego może mieć z czemkolwiek związek, że drżał w swoich drewnianych butach, ilekroć podniósł na nią oczy. Bo, mówił sobie, niepodobna przewidzieć, co ta dama zrobi. Był głęboko przekonany, że gdyby madame wbiła sobie w pięknie ufryzowaną głowę, iż widziała go, jak mordował człowieka, a potem uciekł, obdarłszy swą ofiarę ze skóry, to z pewnością nie odstąpiłaby od tego mniemania i doprowadziłaby swa grę do końca.
Gdy więc nadeszła niedziela, dróżnik nie był bynajmniej zachwycony (aczkolwiek nie zdradzał się z tem), gdy się dowiedział, że madame będzie im towarzyszyć do Wersalu. Pozatem było to przykre, że gdy tam jechali, madame nie przestawała robić na drutach bez względu na obecność ludzi. I przykre było, że madame przez całe popołudnie robiła na drutach, wśród tłumu czekającego na przybycie karety z królem i królową.
„Ciężko pani pracuje!“ zauważył jakiś człowiek stojący koło madame.
„Tak“ odrzekła madame. „Mam dużo roboty!“
„Co pani robi?“
„Rozmaite rzeczy“.
„Naprzykład...“