Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Jest to moje ostatnie błaganie, jakie wnoszę do pani. Z tem uwalniam panią od gościa, z którym — wiem to aż nadto dobrze — nie ma pani nic wspólnego, bo miedzy panią i nim jest nieprzebyta przepaść. Niepotrzebnie to mówię, wiem, ale słowa same wyrywają mi się z duszy. Dla pani i dla każdego drogiego sercu pani człowieka uczynię zawsze wszystko. Gdyby życie moje o tyle ułożyło się lepiej, że byłoby w niem miejsce i sposobność do ofiary i poświęcenia, spełnię każdą ofiarę dla pani i dla bliskich pani! Proszę, niech pani czasem pomyśli o mnie — że mówiłem szczerze i gorąco. Przyjdzie czas, niedługo przyjdzie czas, gdy pozna pani nowe więzy — więzy, które jeszcze silniej i jeszcze tkliwiej przywiążą panią do domu, który pani tak kocha — najdroższe więzy, jakie uszczęśliwić i cieszyć mogą człowieka. O, panno Manette! Kiedy spojrzy pani w oblicze szczęśliwego ojca, kiedy ujrzy pani odbicie swojej własnej piękności w dzieciach, igrających u pani nóg, niech pani pomyśli, że jest człowiek, który gotów jest oddać życie za życie tych, których pani kocha!“
Powiedział „Żegnaj!“ potem „Niech cię Bóg błogosławi!“ i z temi słowy wyszedł.


Rozdział czternasty.
Uczciwy kupiec.

Wiele, i to najrozmaitszych rzeczy przesuwało się przed oczyma pana Jeremiasza Crunchera, gdy dzień w dzień siadywał na swojem krześle przy Fleet Street, mając przy boku swego pokracznego wyrostka. Któż bowiem mógłby na czemkolwiek siedzieć przy Fleet Street podczas najruchliwszych godzin i nie dziwić się, i nie interesować dwiema olbrzymiemi procesjami, z których jedna podążała razem z zachodzącem słońcem, druga zaś ku wschodowi słońca, obie zaś szły hen, ku równinom za purpurowemi i żółtemi chmurami, gdzie się chowało słońce!
Żując źdźbła słomy, siedział pan Cruncher i patrzał na oba te potoki, jak ów pogański wieśniak, który przez parę wieków musiał z niepokojem wpatrywać się w jeden potok, — z tą różnicą, że pan Cruncher nie obawiał się, by jego dwa potoki kiedykolwiek wyschły. Nie byłaby to zresztą myśl przyjemna, gdyż mała cząstka jego dochodów pochodziła z pilotowania zastraszonych kobiet (przeważnie były to niewiasty zamożne i w średnim wieku) od wybrzeży Pellsona na przeciwległą stronę. I chociaż świadczenie tej towarzyskiej przysługi w każdym poszczególnym wypadku trwało bardzo krótko, pan Cruncher nigdy nie omieszkał wyrazić gorącej chęci wypicia czegoś za zdrowie zacnej damy. Z tego, co otrzymywał na spełnienie tego pobożnego życzenia, płynęły, jakeśmy to zauważyć mogli, jego dochody.