Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mi, wątpię czy ostatecznie zagalopowałbym się aż tak dako. Panie Lorry! Nie zna pan przewrotności i płytkości dziewcząt mających pstro w głowie! I nie staraj się pan poznać — unikniesz w ten sposób wielu rozczarowań! Proszę, nie mówmy o tem więcej. Powtarzam — żałuję przez wzgląd na innych, cieszę się przez wzgląd na siebie! Bardzo panu dziękuję, że pozwolił mi pan wysłuchać swego zdania i udzielił swej cennej rady. Pan zna pannę Manette lepiej ode mnie. Miał pan słuszność: to nie był szczęśliwy pomysł“.
Pan Lorry był tak zdumiony, że jak osłupiały patrzał na pana Stryvera, który formalnie wypchnął go za drzwi, z wyrazem uprzejmości, pobłażania i dobrej woli na obliczu. „Proszę pana“, mówił pan Stryver, „nie mówmy o tem więcej. Nie mówmy o tem więcej. Jeszcze raz dziękuję za radę. Dobranoc!“
Pan Lorry znalazł się na ulicy, zanim uprzytomnił sobie, co się stało. A pan Stryver położył się na sofie i zaczął wpatrywać się w sufit.


Rozdział trzynasty.
Człowiek nieuczuciowy.

Jeżeli Sydney Carton potrafił czasami błysnąć, to nigdy w domu doktora Manette. Był tam częstym gościem w ciągu ostatniego roku, ale pozostał zawsze tym samym ponurym i gnuśnym milczkiem. Kiedy chciał mówić, mówił ładnie. Ale chmura obojętności na wszystko, przesłaniająca swoim cieniem Cartona, była tak nieprzenikniona, że zrzadka tylko rozproszyć ją mogło rozbłyskające w nim światło.
A jednak nie były mu obojętne ulice otaczające ów dom, ani bezduszne kamienie, któremi te ulice były wybrukowane. Niejedną noc przechodził tam, nieszczęśliwy i bez celu, kiedy wino nie dało mu przemijającego zadowolenia. Niejeden posępny ranek ukazywał jego samotną postać, wałęsającą się po tych ulicach do pierwszego brzasku, gdy wstające słońce budziło ze snu piękno architektury wysmukłych wież kościelnych i wysokich gmachów, budząc w jego duszy wspomnienie rzeczy lepszych, ale dawno zapomnianych i nieosiągalnych. W ostatnich czasach zaniedbane łóżko w Temple widywało go jeszcze rzadziej. Nieraz, gdy rzucił się nań, po pięciu minutach zrywał się i biegł w tamtą stronę.
Pewnego sierpniowego dnia, gdy pan Stryver (po obwieszczeniu swemu szakalowi, że wytłumaczył sobie małżeństwo) przeniósł swoją subtelną postać do Devonshire, a kiedy widok i woń kwiatów na ulicach miasta przypomina coś dobrego nawet najgorszym, zdrowie najbardziej cho-