Strona:PL Karol Dickens - Opowieść o dwóch miastach Tom I.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Ale nie tak, bym się mógł omylić i wziąć jednego za drugiego“.
„W takim razie niech pan spojrzy na mego uczonego przyjaciela, tamtego oto gentlemana“, powiedział adwokat, wskazując na jegomościa, który podał mu kartkę. „A potem na podsądnego. I cóż pan na to? Podobni, co?“
Pomijając, że mój uczony przyjaciel pozwolił sobie na wyraz twarzy zuchwały i obojętny, podobieństwo było rzeczywiście tak wielkie, iż ździwiło nietylko świadka, ale i wszystkich obecnych, gdy spojrzeli na tych dwu ludzi, stojących obok siebie! Kiedy poproszono przewodniczącego, by kazał memu uczonemu przyjacielowi zdjąć perukę (co przewodniczący zrobił bardzo niechętnie), podobieństwo jeszcze bardziej rzuciło się w oczy. Przewodniczący zapytał pana Stryvera (obrońcę podsądnego) czy wobec tak wielkiego podobieństwa nie należałoby i panu Carton (tak się nazywał mój uczony przyjaciel) wytoczyć sprawy o zdradę stanu? Ale pan Stryver odpowiedział przewodniczącemu, że nie. Że pozwoli sobie jednak zwrócić uwagę świadkowi, że to, co się zdarzyło raz, mogło się zdarzyć i dwa razy. Czy byłby tak samo pewny siebie, gdyby przedtem był widział, i t. d. Skutek był taki, że świadek został poprostu unicestwiony a jego rola w sprawie spadła do zera.
Podczas składania tych zeznań pan Cruncher mógł się dosyta najeść, z takiem przejęciem zlizywał rdzę z palców. Słuchał teraz, jak pan Stryver nicował przed sądem sprawę podsądnego, — niczem stare ubranie. Dowodził że patrjota Barsad był płatnym szpiegiem, zdrajcą, bezwstydnym łgarzem, który nie drgnie na widok krwi, jednym z największych łotrów od czasów Judasza — do którego zresztą bardzo jest podobny. Że szlachetny służący, Cly, był jego przyjacielem i wspólnikiem — czemu nie należy się zbytnio dziwić; że podstępne oczy tych dwu zdrajców i krzywoprzysięzców zatrzymały się na podsądnym, że wybrali go sobie na ofiarę, ponieważ interesy familijne zmuszały go do częstych podróży do Francji, przez kanał, jako że był z pochodzenia Francuzem. Że tych interesów i spraw, nie można ujawnić ze względu na bliskie i drogie sercu podsądnego osoby — nawet za cenę życia. Że zeznania, wymuszone siłą na młodej damie, a składane przez nią z taką przykrością, czego wszyscy byli świadkami, nie zawierają niczego, z wyjątkiem zwykłych grzeczności i uprzejmości, wymienianych przez młodą damę i młodego gentlemana, których los zetknął ze sobą — z wyjątkiem oczywiście owego powiedzenia o Jerzym Waszyngtonie, które brzmi tak dziwacznie i nieprawdopodobnie, że raczej uważać je trzeba za nieco za daleko posunięty i niesmaczny żart. Że ze strony rządu byłaby to karygodna słabość, gdyby zabiegał o popularność zapomocą popierania najniższych