Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 89 —

cego jego ucha krzyknął: „zbudź go ze snu!“ Niepodobna też określić, kiedy i jak otrząsnął się z sennej, zagmatwanej myśli, że wszystkie te wydarzenia były rzeczywiste, obok całego orszaku innych, nieistniejących. To jednak pewne, że kiedy Toby przebudził się na deskach, na których leżał i stanął na równych nogach, przed oczyma jego przesunęło się takie oto widziadło upiorne:
Wieża, ku której sprowadził go czar, zaludniona była karzełkowatemi zjawami, duchami, elfami dzwonów, widział ich ustawicznie, skaczące, fruwające spadające z dzwonów. Niektóre znajdowały się obok niego na ziemi, inne bujały w powietrzu, inne wspinały się po sznurach; jeszcze inne spoglądały nań przez szczeliny i dziury w ścianach; zataczały w okół niego coraz większe koła i umykały jak marszczące się kręgi wodne, gdy je nagle zmąci kamień, z rozmachem wrzucony do wody. Widział je w najrozmaitszych postaciach i odmianach. Widział brzydkie i ładne, chrome i cudnie piękne. Widział młode i stare, dobre i złe, wesołe i ponure; widział, jak niektóre z nich tańczyły, słyszał, jak śpiewały; widział też, jak niektóre wyrywały sobie