Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na świecie, ale są niektórzy ludzie, co o niej i wiedzieć nie chcą. Otóż o tem właśnie chcę powiedzieć niektórym ludziom — tu znów tupnęła nogą miałabym milczeć po dwunastu latach nienagannej służby? Nie jestem ja jakaś krzykliwa przekupka, panie, alem też i nie ryba za pozwoleniem pańskiem.
— Co panna przez to rozumiesz? — spytał gniewnie pan Dombi. — Jak śmiesz mi to mówić?
— Co rozumiem? A nic. Przyszłam pomówić z panem jak uniżona sługa pańska, pomówić otwarcie. A jak śmiem, tego za pozwoleniem pańskiem sama nie wiem. Śmiem i tyle. O, pan nie znasz Florci, nie znasz — ot i koniec.
Pan Dombi w szalonym gniewie wyciągnął rękę do sznura od dzwonka, ale z tej strony kominka sznura nie było, a bez obcej pomocy nie mógł przejść na drugą stronę. Bystre oko Zuzanny odrazu to zmiarkowało i teraz — jak opowiadała później — Dombi okazał się w jej mocy.
— Panna Florcia to najłagodniejsza, posłuszna i piękna córka a przytem z łaski niektórych ludzi najnieszczęśliwsza ze wszystkich córek na ziemi. Chciałabym wiedzieć, jaki dżentlmen nie byłby z niej dumny, choćby miał całe lamusy złota, całe piwnice rubinów i brylantów?