Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Taką zuchwałość tłómaczyła Zuzanna lekceważeniem Florci, co było nie do przebaczenia Oto dla czego Zuzanna była nie w humorze.
— Późno już, Zuzanno. Jużeś mi niepotrzebna.
— Tak to, panno Florciu! A pamięta panienka, jak to bywało nieraz noce przesiadywałyśmy — panienka przy robocie, ja drzemiąc. Wtedy dla Zuzanny nie było późno Ale co było, to minęło. Teraz ma panienka mamę, która mnie zastępuje. To i lepiej. Jestem rada. Nie mam nic przeciwko niej.
— Wierz mi, Zuzanno, nigdy nie zapomnę, jak ze mną dzieliłaś dawne sieroctwo, nigdy moja miła, nigdy!
I mówiąc to, Florcia otoczyła rękami szyje swej towarzyszki i całując ją, życzyła dobrej nocy. To tak rozczuliło Nipper, że zalała się łzami.
— Ukochana moja panienko, pozwól mi dowiedzieć się o zdrowie taty. Ja wiem, że cierpisz. Pójdę do jego sypialni i rozpytam w twojem imieniu. Pozwól mi, panno Florciu!
— Nie, Zuzanno, idź spać. Jutro dowiemy się o wszystkiem. Rano pójdę sama. Mateczka może była tam a może nawet dotąd jest. Bądź zdrowa. Dobranoc.
Zuzanna wyszła. Wzburzona wspomnieniami wstrzymała się od własnego sądu co do