Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— ...ślubowanie wypicia tego wina wcześniej czy później za pomyślny powrót Waltera do domu, choć nikt z nas nie mógł sobie wyobrazić takiego właśnie domu. Jeżeli pan nic nie ma przeciwko naszej fantazyi, to — pierwszy puhar na zdrowie Waltera i jego małżonki!
— Za zdrowie Waltera i jego żony! — powtarza pan Dombi i całuje Florcię, siedzącą przy nim.
— Za Waltera i jego żonę! — woła Tuts.
— Za Waltera i jego żonę! — huczy basem Kuttl. — Niech żyją!
A kiedy kapitan okazuje chęć trącenia się swym puharem, pan Dombi uprzedzająco wyciąga rękę. Inni natychmiast idą za dobrym przykładem i w pokoju rozlega się wesoły brzęk, jak gdyby ślubnych dzwonów.
Inne wino starzeje w dusznej piwnicy na wzór wybornej madery, z taką sławą kończącej swe istnienie — i gęste tkaniny pajęcze z pyłem i piaskiem pilnują nowych butelek. Dombi zbielał jak gołąb — i na jego twarzy znać ślady cierpień i trosk; ale są to ślady groźnej burzy, która już raz nazawsze przeszła, pozostawiwszy za sobą spokojny i jasny wieczór.
Ambitne plany nie mącą duszy jego. Cała duma zwraca się ku córce i zięciowi. Bywa ukojony, zadumany — a Florcia przy nim. Panna Toks często odwiedza szczęśliwą rodzinę