Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja, pani Pipczyn, za pozwoleniem pani! — odważnie odpowiada kucharka, występując naprzód.
— No, zatem wynoś się zaraz, im prędzej, tem lepiej!
To mówiąc, dostaje ze szkatuły worek, liczy pieniądze i oddaje całą należność z dodatkiem płacy za miesiąc naprzód. Kucharka pisze kwit. Tę samą formalność powtarza pani Pipczyn ze wszystkimi.
— Idźcież teraz na wszystkie cztery wiatry; kto nie znajdzie zaraz miejsca, może tu przebyć jeszcze tydzień. A ty, niepoczciwa — zaraz mi się wynoś z domu.
— Odchodzę, może pani być pewną. Życzę szczęścia i smacznego apetu przy zajadaniu słodkich pierożków, popijanych grzanem winem.
— Precz! — tupie pani Pipczyn.
Kucharka z godnością odchodzi, a za chwilę w kuchni kufry wypakowane, wozy sprowadzone — i pod wieczór nie zostaje żywej duszy.
Wielki dom pana Dombi, mocny i pewny, niemniej przeto — w ruinie, a szczury zeń uciekają.
Nareszcie licytacya się odbyła, wszyscy się rozjechali, wszystko wywieźli. Pozostały koło domu strzępy porwanych katalogów i rachunków, brudne wiązki siana i słomy, cała