Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O szczęśliwe, błogosławione chwile! O głębokie, niewyczerpane źródło miłości, zlewające ożywczą strugę na rany ludzkiego serca.
O zmroku młodzi ludzie zwykle mało ze sobą mówili. Florcia raz ozwała się.
— Miły Walterze, wiesz, o czem dziś myślałam?
— O tem, jak prędko mija czas i niebawem już popłyniemy na morze — nieprawda?\
— Nie, Walterze. Często myślę o tem, ale teraz nie to mi w głowie. Myślałam otem, że staję ci się ciężarem, najdroższy Walterze.
— Drogi, święty ciężar! Tak, ukochana, i ja o tem nieraz myślę.
— Żartujesz, Walterze. Znam twe uczucia i twe myśli, lecz ja właściwie mówiłam o wydatkach.
— O pieniężnych wydatkach?
— Właśnie. Wszystkie przygotowania, jakie czynimy z Zuzanną, ...widzisz, mój miły, ja tak mało mogłam kupić sobie. Byłeś i wpierw ubogi, a teraz ze mną staniesz się uboższy, mój Walterze.
— Stokroć bogatszy, najmilsza.
Florcia uśmiechnęła się i kręciła główką.
— Przytem — ciągnął — kilka lat temu wyjeżdżając w świat, dostałem w podarku woreczek, a w tym woreczku były pieniądze.
— Bardzo niewiele, bardzo niewiele. Ale nie sądź, bym się tem martwiła. Nawet rada