Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dombi w swej łaskawości raczyła powiedzieć, że moja obecność sprawi jej niejaką przyjemność, a mam nadzieję, że w tym domu wszyscy będą przychylnie oceniali nieszczęśliwca, który przyszedł na świat wskutek jakiejś omyłki. Dla tego, kapitanie, będę bez ceremonii tutaj wieczorami zaglądał, dopóki jeszcze nie wyjadą.
Kapitan nie miał nic przeciwko temu. Był on teraz najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Często i długo naradzał się z Zuzanną, której doświadczenie i rozum podziwiał. Po jednej z takich narad zjawił się u Florci z propozycyą, aby w domu zamieszkała jaka kobieta znajoma, któraby mogła objąć zarząd gospodarstwem. Zuzanna wezwana, oświadczyła się za panią Ryczards. Florcia ucieszyła się tem niezmiernie i po obiedzie tego samego dnia udała się do Tudlów, skąd wróciła tryumfalnie z różową, wiecznie kwitnącą Polli, która z uczuciem uszczęśliwienia zajęła się sprawami domu.
Teraz Florcia zaczęła się namyślać nad tem, jakby Zuzannę przygotować do nieodwołalnej rozłąki. Sprawa niełatwa, gdyż Zuzanna z góry zapowiedziała, że się już ze swą panią nie rozstanie, a wiadomo było, jak uparcie trwała przy swych zamiarach.
— No, a co do pensyi niech się panienka nie kłopocze. Mam ja pieniążki w kasie