Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w dół — w głębi tkwiły głazy. Nareszcie wysiłkom jego powiodło się wyłamać połowę drzwi, spuścił się ostrożnie ze schodów, znalazł się na ulicy i odetchnął lżej. — Zaczął biedź ulicami obcego miasta — i strach jakiś niepojęty, okropny podnosił mu włosy na głowie. Strach, że go złapią w cudzym kraju, że nie znajdzie sprawiedliwości, że go gdzieś we Włoszech czy Sycylii jaki bandyta pchnie nożem w gardło — wszystkie te myśli skłoniły go do powrotu do Anglii.
— Tam będę bezpieczniej żył; nie będzie mnie może ten szaleniec ścigał z taką zaciekłością, znajdę przyjaciół i doradców. Wpadł do jakiegoś hotelu, najął konie i popędził do Anglii. Przez całą drogę wyobraźnia napełniała mu duszę okropnemi widzeniami. Nareszcie zmęczony śmiertelnie, stanął na ojczystej ziemi.
I tu znów główną myślą stało się: uciec do jakiejś zacisznej wiejskiej ustroni, zamknąć się, uspokoić, obrachować przeszłość i zastanowić się nad przyszłością.
Siadł do wagonu kolei żelaznej, otulił się płaszczem i mknął w głąb kraju. Nareszcie znalazł takie zacisze. Najął dwa pokoiki i pogrążył się w myśli. Ale i tu nie mógł znaleźć spokoju. Jakaś nieznana moc odwracała jego myśl od otaczających przedmiotów i przemocą wtłaczała do głowy wizye mściwej kobiety i prześladującego szaleńca.