Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu widać nad miarę nawet w czasie przyjacielskiej rozmowy.
— Ach, panie Karker! Czemu nie czyniłeś tego wprzódy? Pan nie mogłeś mi nic wyświadczyć prócz dobra. Mam to przeświadczenie.
— Gdybym komukolwiek mógł uczynić coś dobrego na tym świecie, to zapewne zrobiłbym to dla pana. Stajesz się pan codzień coraz więcej dla mnie źródłem pociechy, a równocześnie zgryzoty sumienia. Lecz pociecha górowała nad męką. Wiem teraz dobrze o tem, gdy cię tracę.
— Wejdź pan, panie Karker, zapoznaj się z moim wujem. Często mówiłem z nim o panu, a on z przyjemnością opowie panu zawsze, co będzie o mnie wiedział. O naszej ostatniej rozmowie nic mu nie powiedziałem — i nikomu na ziemi. Wierz mi, panie Karker.
Jan uścisnął mu rękę.
— Jeśli się z nim kiedy poznajomię, to tylko, żeby o panu usłyszeć dobre wieści. Byłoby jednak niesprawiedliwem nie wyznać mu całej prawdy, gdybym sam wkradał się w jego zaufanie. Dla tego nie mogę wejść tam teraz, choć miłoby mi było jeszcze chwilę pozostać z panem. Prócz ciebie nie mam innego przyjaciela ani znajomego, a nawet dla ciebie bez ostatecznej potrzeby nie zawrę nowej znajomości.