Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Walter chętnie dałby twierdzącą odpowiedź, lecz wyraz oczu uprzedził go i Florcia odgadła myśl prawdziwą.
— Boję się, że ojciec nie bardzo pana lubi — rzekła nieśmiało.
— Dla czego pani tak myśli? Chyba niema przyczyn...
— Żadnych przyczyn?
— To jest — nie było żadnych przyczyn. W biurze ludzi zajętych wielu. Pomiędzy panem Dombi a takim młodym człowiekiem jak ja różnica ogromna Jeżeli spełniam swe obowiązki, mam je spełniać jak inni albo nawe jeszcze pilniej, niż inni.
Czy w duszy Florci nie obudziło się nieokreślone podejrzenie, że wygnanie Waltera trzeba tłómaczyć usługą, okazaną jej, podejrzenie możliwe po owej pamiętnej nocy, kiedy to odtrącone dziecię po raz ostatni przedsiębrało pielgrzymkę pod drzwi ojcowskiego gabinetu? Czy w duszy samego Waltera w tej chwili nie powstało takież podejrzenie? Niewiadomo. Młodzi ludzie nie wymienili między sobą wzmianki nawet o tem i milczeli przez chwilę. Zuzanna szła po prawej ręce Waltera i spoglądała znacząco na nich; nie było wątpliwości — myśli panny Nipper szły w tym samym kierunku i dla niej było to jak dzień jasne.
— Może, miły Walterze, wrócisz pan bardzo rychło?