Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oto chociażby panią Pipczyn — nie można lepiej! Grozą przejęłaby całą kolonię murzyńską. A jeśliby chodziło o poznanie zwyczajów i obyczajów murzynów — to doktora Blimber z jego godną małżonką i córką.
Z temi słowy rowiązała wstążki swego kapelusza i rzuciwszy okiem na przybory do herbaty, wyjęła ze szkatułki naczynie i zaczęła nalewać herbatę, nie pytając nikogo o pozwolenie.
Tymczasem Florcia zwróciła się do mistrza instrumentów, który się nią zachwycał.
Taka duża, tak wyładniała! I nic się nie zmieniła! — zawsze ta sama.
— Naprawdę? — pytała Florcia.
— Tak, niezawodnie. Ten sam wyraz prześlicznej twarzyczki, co i dawniej.
— Pan mnie pamięta? A jaka to byłam wówczas maleńka!
— Jakże miałem zapomnieć, kiedy tak często o pannie Florci słyszałem i tak często myślałem. I teraz oto Walter o tem samem mówił, zobowiązując mnie, ażebym....
— Na seryo? Dziękuję, Walterze drogi, A jam się bała, że pan odjedziesz, nie pomyślawszy o mnie.
I znowu podała mu rączkę z tą samą swobodą i dobrocią, on zaś trzymał ją przez minutę w swych dłoniach.