Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

panny Florci, założę się, że żadne zmiany nie pogorszą jej położenia.
— Gdyby to — przeczy Taulinson.
Pani Skiuten spotka drogie dzieci otwartemi ramionami; dawno już wystroiła się w dziewiczy kostyum z krótkiemi rękawkami. Przejrzałe wdzięki Kleopatry kwitną w cieniu własnych jej salonów, w których dopiero dzisiaj króluje. Od kilku godzin siedzi pod oknem i zrzędzi, że obiad się opóźnia.
Gdzież szczęśliwa para, oczekiwana w tym błogosławionym domu? Czyż para, woda, wiatr i konie tamują swój bieg, byle przedłużyć szczęście miodowych miesięcy? Czyż zbyt wiele wonnego kwiecia na drodze — i zbyt oplątały róże i lilie?
Otóż i oni nareszcie. Szybko zatoczyła się kareta ku podjazdowi pałacu. Taulinson i cały orszak biegnie naprzeciw, otwiera drzwi i młodzi małżonkowie pod rękę wchodzą do pałacu.
— Najdroższa Edyto! — woła na schodach głos wzruszony — Miły Dombi! I krótkie rękawki chwytają za szyję naprzemian najdroższą i miłego. Florcia zeszła do sali, lecz nie śmiejąc zbliżyć się z powitaniem, lękliwie czeka, aż miną pierwsze zachwyty czułego spotkania. Oczy Edyty powitały ją jeszcze na progu. Niedbałe ucałowawszy swą rodzicielkę, Edyta pospieszyła ku Florci i uścisnęła ją tkliwie.