Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mam samotnie mieszkać do twego powrotu? co to znaczy?
— To znaczy, że jeśli nie zechcesz mieszkać sama do mego powrotu, jutro w kościele wyrzekam się ręki tego człowieka, któremu mam składać taką kłamliwą i haniebną przysięgę.
Matka z trwogą patrzyła na córkę, która mocno i stanowczo ciągnęła:
— My już się nie zmienimy — ja i ty. To dość. Ale nie chcę i nie zezwolę, aby młoda i niewinna istota ginęła wraz z nami. Za żadne skarby świata nie zniosę, aby dla igraszki mej matki popsuła się i upadła bezbronna sierotka, która ma teraz we mnie naturalną swą opiekunkę. Znasz moją wolę. Florentyna pojedzie do domu.
— Oszalałaś, Edyto! Czy łudzisz się, że znajdziesz w tym domu spokój, zanim ona nie pójdzie za mąż?
— Spytaj raczej, czy wogóle kiedykolwiek liczyć mogę na spokój w tym domu?
— Oto nagroda za moje trudy i starania! Oto wdzięczność za blask światowy, przezemnie zapewniony. Nie warta jestem stać się opiekunką jakiegoś dzieciaka! Psuję ją! Uciekać trzeba odemnie jak od zarazy! Któżeś ty taka nareszcie, pani Dombi? Ktoś ty?
— Zadawałam sobie nieraz to pytanie, siedząc tam przy oknie i widząc przechodzące