Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ja choć raz kiedy wspomniałem, że oto żona moja była piastunką...
— Jakże pan rozkaże? Możeby temu oberwańcowi zagrozić, że go sądowi wydadzą, jeżeli będzie dokuczał.
— Przyprowadź tu oberwańca. Chcę go poznać.
Percz wyszedł a Karker stanął jak zwykle koło kominka i wyszczerzywszy zęby, jak drapieżne zwierzę, czatujące na zdobycz, spoglądał na drzwi. Wkrótce dał się za niemi słyszeć stuk ciężkich butów i krzykliwy głos Percza, upominającego: ciszej, ciszej. W ślad za Perczem wszedł do pokoju duży chłop piętnastoletni z wystającemi kośćmi policzków, ze łbem gładkim, okrągłym, z okrągłemi czarnemi oczami a na domiar zaokrąglenia z okrągłym kapeluszem w ręku. Na znak Karkera Percz znikł. Zostawszy z nim sam na sam, Karker bez jakichkolwiek wyjaśnień schwycił go za gardziel i zaczął dusić i potrząsać.
Oszołomiony chłopak myślał, że nadeszła jego ostatnia godzina. Wytrzeszczył oczy na swego kata z białymi zębami i na ściany biura i starał się zrozumieć przed wydaniem ostatniego tchnienia, za co go tak srodze karzą. Zwolna oprzytomniał i wykrztusił ochrypłym głosem:
— Puść mnie pan! com panu zawinił?