Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przysunęła się do brała, ujęła go za szyjkę, zaniknęła spłakane oczy i uciszyła się.
— Biedne maleństwo! — odezwała się panna Toks — pewnie coś się jej przyśniło. To zdarzenie przerwało rozmowę. Pani Czykk znużyła się rozważaniem swoich wyniosłych zasad moralnych. Przyjaciółki dopiły herbaty i posłały służącą po dorożkę. Najęcie dorożki dla panny Toks było dziełem ważnem i ona przystępowała doń z przygotowaniami systematycznemi.
— Weź pióro i kałamarz ze sobą i zanotuj uważnie numer. A nie zapomnij w dorożce przewrócić poduszkę. Zwykle nocami bywa wilgotna. Zabierz też kartkę i szylinga. Powiedz, żeby wiózł podług tego adresu i że więcej jak szylinga nie dostanie. Nie zapomnij.
— Nie zapomnę — zapewniła sługa.
— Jeszcze jedno. Powiedz dorożkarzowi tak, niby niechcący, że ledi, którą wiezie — to niebylekto, że ma znakomitego wuja, wpływowego i surowego pana, który do więzienia wtrąci każdego, jeśliby obraził jego krewną.
— Możesz nawet tak sobie od niechcenia opowiedzieć, że już raz zuchwałemu brutalowi, który niedawno umarł, taką dał nauczkę, że przez całe życie pamiętał.
— Słucham pani.
— Teraz więc dobranoc miłemu, maluchnemu, najmilszemu synkowi chrzestnemu —