Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tam niema nikogo prócz tatusia!
Postać wstała i zbliżyła się.
— Co, kochanie? Czy mnie nie poznajesz?
To zatem był tatuś! — myślał Paweł. Więc to naprawdę on! Na twarzy pana Dombi znać było drżenie, jakby chciał stłumić ból. Zanim Pawełek wyciągnął rączki, aby go objąć, postać szybko odskoczyła i znikła z pokoju.
Paweł spojrzał na Florcię, lecz nie wiedząc, co ma powiedzieć, przyciągnął główkę jej do swych ust. Innym razem milcząca postać znowu siedziała na zwykłem miejscu. Pawełek przywołał ją do wezgłowia.
— Tatusiu drogi, nie martw się o mnie! Jam naprawdę szczęśliwy!
Ojciec podszedł, nachylił się ku wezgłowiu, a Pawełek otoczył szyję jego rękami i kilka razy z tkliwym wyrazem głębokiego współczucia powtórzył te słowa. Odtąd ile razy dniem czy nocą ujrzał ojca w pokoju, natychmiast wzywał go do siebie i mówił: Nie martw się o mnie, tatusiu, jam zupełnie szczęśliwy. I każdego poranku, skoro tylko pan Dombi budził się, do gabinetu jego wchodził służący od Pawełka z zapewnieniem, że chory ma się daleko lepiej.
Raz w nocy długo myślał o matce i jej portrecie w bawialni. Myślał, jak musiała tkliwie kochać Florcię, gdy ją trzymała w objęciu przed zgonem. Jakże pragnąłby tak samo okazać jej swe czułe przywiązanie. Tok rozmy-