Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XV. Dowcipny podstąp kapitana Kuttla i nowe kłopoty Waltera.

Długo nie wiedział Walter, co czynić z kwestyą barbadoską i nawet żywił słabą nadzieję, że pan Dombi odmieni straszną decyzyę. Może się rozmyśli i zostawi go w londyńskiem biurze. Ale że nic nie potwierdzało tej nieuzasadnionej nadziei, biedny młodzieniec uczuł potrzebę działania bez zwłoki, nie łudząc się mrzonkami. Jak tu zbliżyć się do wuja Salomona z tą nagłą wieścią, mającą stać się ciosem dla starca. Dopiero zaczynał wracać do równowagi po napaści nieubłaganego wierzyciela. Miczman i bawialnia rozweseliły się, część długu panu Dombi spłacona — jaśniała nadzieja ułożenia sprawy finansowej. I oto wszystko obalało się do góry dnem wskutek jakichś zimnych rachub czy bezwiednych kaprysów potężnego negocyanta. Przecież niepodobna było umknąć pokryjomu i wuj Sol musiał dowiedzieć się o grożącej biedzie. Walter nie miał do wyboru: jechać czy nie jechać. Pan Dombi orzekł wprost, że młody, że stosunki starego Hilsa nieświetne, a to określenie podkreślił takiem spojrzeniem, które wyraźnie oznaczało, że w razie odmowy młody człowiek ma opuścić jego biuro. I on i wuj doznali dobrodziejstwa pana Dombi, a Walter sam go poszukiwał. Uczucie wdzięczności obo-