Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ściskał go za rękę, prawie nie zdając sobie sprawy z tego, co czyni lub mówi. Po korytarzu snuła się służba i pisarze biegali, więc Karker i Walter weszli do pokoju Morfina, do którego drzwi były uchylone. Był pusty. Walter ujrzał na obliczu Karkera świeże ślady wzruszeń.
— Walterze — rzekł, kładąc mu rękę na ramieniu — myśmy rozdzieleni na zawsze. Czy wiesz, kim jestem?
— Kim pan jesteś? — wyjąkał Walter bez tchu wpatrując się w niego.
— Zaczęło się to przed dwudziestym pierwszym rokiem mego życia... Prawda — zarodek ujawnił się już przedtem, lecz dojrzał i rozwinął się około tego czasu. Okradłem ich, gdym był w tym wieku. W dwudziestym drugim roku wszystko się odkryło i wówczas... wówczas umarłem dla ludzi, dla wszystkich!
Walter poruszał wargami, ale głosu nie wydał.
— Firma obeszła się ze mną łaskawie. Niech Bóg nagrodzi starca za jego wyrozumiałość i syna, który wówczas objął kierownictwo i obdarzył mnie zaufaniem. Raz zawołano mnie do pokoju, dzisiejszego gabinetu szefa, wszedłem tem i wyszedłem tem, czem mnie pan widzisz. Potem noga moja nie przekroczyła tego progu. Wiele lat siedziałem samotny na swem zwykłem miejscu, lecz wtedy